poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 40


                                            *************

-Maybel, chodź już. – Chwyciłam dziewczynkę i pociągnęłam ją w stronę kas. Miałam dość zakupów w hipermarkecie, gdzie każdy lustrował moją osobą od stóp od głów. Rozumiałam to, że byłam dosyć rozpoznawalną osobą, jednak trochę pozorów wypadałoby zachowywać.
   - Jeszcze trochę mamo. – Kruczowłosa wyrwała mi się i stanęła ponownie przed regałem z zabawkami. Mimo, że nie chciała żadnej do swojej pokaźnej kolekcji, nie chciała się stamtąd ruszyć.
   - Kochanie, musimy już wracać do domu. – Puściła tę uwagę mimo uszu. – Maybel , czy ty mnie słyszysz?
   - Jeszcze troszkę! – zaświergotała nie odrywają wzroku od różowych opakowań.
   - Mayb, mówisz tak już od dziesięciu minut. – zaczynałam powoli robić się nerwowa. – Wychodzimy stąd, ale to już!
   - Mamo! – dziewczynka spojrzała na mnie smutno. Wydęła usta w podkówkę i otworzyła szeroko oczy. On też tak robił, pomyślałam biorąc głęboki oddech.
   - W tej chwili, wychodzimy stąd …
   - Panna Domi! – Przed moją osobą wyrosła niska kobieta z śmiesznie upiętym kokiem. – Nie mogę uwierzyć, że jest Pani w Londynie! Czy mogę poprosić o autograf?
   - Teraz? – uśmiechnęłam się sztucznie chociaż najchętniej powiedziałabym tej kobiecie, że nie mam zamiaru dawać jej tego cholernego autografu. Co to w ogóle było? 
   - No a kiedy? – zaśmiała się kobieta. Podała mi mały notesik i długopis. – Jestem Zoey.
   - Już piszę. – wymamrotałam podpisując się na kartce. Nigdy nie rozumiałam tego całego fenomenu z autografami. Po co komu moja parafka?
   - Dziękuję Pani Bardzo! – oddałam zadowolonej kobiecie notesik. Utrzymywałam mój fałszywy uśmiech przez dłuższą chwilę, kiedy zauważyłam, że wokół mnie zaczęło zbierać się więcej ludzi, chcących tylko jednego; zdjęcia z Dominicą DD. Wulgarną tancereczką zdradzoną przez popularnego piosenkarza sławnego zespołu.
   - Panno Dominico , mogę z Panią zdjęcie?
   - Da mi Pani autograf?
   - Czy mógłbym zapłacić za Pani zakupy?
   - Możemy zdjęcie?
   Osaczona przez natarczywych mieszkańców Londynie nie miałam wyboru i musiałam spełniać ich prośby. Podpisywałam byle jak podawane mi kartki po czym sztucznie uśmiechałam się do zdjęć przykładając co chwilę policzek do zupełnie obcej mi osoby.
   Nawet się nie zorientowałam kiedy Maybel zniknęła mi z oczu.
  - Na dzisiaj wystarczy! – niemal warknęłam po czym zaczęłam się przepychać przez tłum szukając wzrokiem mojej córeczki. Jednak nigdzie jej nie było.
   Z sekundy na sekundę zaczęłam bardziej się denerwować. Dłonie pociły mi się cholernie a tłum idący za mną w ślepo tylko mnie stresował.
   - Maybel, kochanie! – ani śladu kruczowłosej dziewczynki. – Pokaż się mamie, maleńka!
   - Kto to Maybel? – padło kilka razy pytanie zza moich pleców. Zignorowałam je. Byłam cała roztrzęsiona. Nigdzie jej nie było.
   Puściłam wózek z zakupami i wybiegłam ze sklepu mając nadzieję, że moja córeczka wyszła na zewnątrz. Miałam nadzieję, że przestraszyła się i ruszyła w stronę samochodu. Łudziłam się aby ten pomysł okazała się prawdą.
   Jednak przy mojej srebrnej Toyocie nie zastałam nikogo. Przeklnęłam pod nosem po czym skierowałam się do samochodu. Zauważyłam kilku fotoreporterów czających się na mnie z aparatem. Kurwa, no!
   Otworzyłam drzwi i wsiadłam szybko. Oparłam się o fotel i schowałam twarz w dłoniach. Jak ja mogłam zgubić pięcioletnie dziecko? Gdzie ona teraz mogła być? Maybel była malutka i taka drobna. A jeśli ktoś ją przekupił czymś i ją zabrał? Co jeśli ktoś ją skrzywdzi?
   Wyjęłam telefon i wystukałam nerwowo opuszkami palców numer policji. Czekałam aż ktoś odezwie się po drugiej stronie tego pieprzonego telefonu.
   - Komenda Główna Policji w Londynie . Słucham?  -w tym samym momencie rozległo się pukanie na szybę. Zaczęłam opuszczać moją przyciemnianą szybę w dół.
   - Chciałam zgłosić zaginięcie mojej cór…
   Odwróciłam głowę w stronę spuszczonej szyby. Zaniemówiłam. Dosłownie zaniemówiłam. Przez chwilę zapomniałam jak się oddycha. Jak się mówi. Zapomniałam jak działa grawitacja. Zapomniałam o wszystkim.
   Jego czekoladowe tęczówki spoglądały na moją osobę z żalem. Były przepełnione bólem i współczuciem. Mimo, iż wyrażały tyle negatywnych emocji wciąż były taki nieziemsko piękne. Zaparło mi dech w piersiach.
   - Halo? Jest tam Pani? – Odłożyłam komórkę ignorując głosy dochodzące z niej po czym rozłączyłam się. Zapomniałam jak się nazywam.
   - Nigdy bym nie pomyślał, że przełożysz sławę nad swoją córkę – powiedział nie odrywając ode mnie wzroku. W jego głosie usłyszałam coś na kształt .. zarzutu.
   - Wiesz gdzie ona jest? - wychlipałam łamiącym się głosem. Byłam zdruzgotana, zszokowana, załamana i .. gówno wiedząca.
   - W moim samochodzie razem z Louis'em – wyjaśnił po czym spuścił głowę. Przymknęłam powieki po czym wzięłam głęboki oddech. Usłyszałam jak Zayn stawia kroki. Po chwili drzwi mojego auta ze strony pasażera otwarły się i Malik zajął miejsce obok mnie.
   Serce zabiło mnie mocniej.
   - Nic jej nie jest? – zapytałam po chwili, kiedy w miarę mój oddech się uspokoił. Mój głos już tak nie drżał a świadomość, że Maybel jest w samochodzie Zayna uspokoiła mnie trochę. Wciąż jednak byłam zmartwiona, ponieważ nie widziałam swojego dziecka.
   - Wszystko w porządku – odparł kruczowłosy. – Wystraszyła się po prostu i wybiegła ze sklepu.    Natrafiłem na nią i zaprowadziłem do mojego samochodu. Przyjechałem tutaj aby z tobą porozmawiać, ale…
   - Chcę ją zobaczyć – oznajmiłam patrząc przed siebie. Nie miałam odwagi spojrzeć na Zayna. Było mi wstyd. Upokorzyłam się potwornie przed nim. Po raz kolejny udowodniłam, że jestem nieodpowiedzialna.
   - Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytał Malik.
   - Czego?
   - Że to moja córka, Domi ? – Czułam jak odwrócił głowę i zawiesił wzrok na mojej osobie. Westchnęłam głośno i zdjęłam dłonie z kierownicy. Nie wiedziałam za bardzo co powiedzieć.
   - Nie chciałam Ci psuć kariery – wyjaśniłam po chwili a Zayn parsknął kpiącym śmiechem. Zasłonił sobie twarz rękoma po czym głośno przeklnął.
   - ZATAIŁAŚ PRZEDE MNĄ MOJE WŁASNE DZIECKO ZE WZGLĘDU NA MOJĄ KARIERĘ? – wrzasnął. Zacisnęłam powieki i czekałam, aż się uspokoi.
   - Nie chciałam Cię do niczego zmuszać, Zayn.
   - Jak mogłaś mi nie powiedzieć, że mamy córkę? – jęknął. Odwróciłam głowę i spojrzałam na jego smutną i zawiedzoną twarz. Zraniłam go. – Od kiedy z nią jesteś?
   - Od kilku miesięcy – wymamrotałam. – Kilka dni przed waszym wyjeździe w trasę, zadzwoniła do mnie przedstawicielka Opieki Społecznej i przedstawiła całą sytuację.
   - Jaką sytuację?!
   - Od tej pory Maybel jest ze mną. – Nie odpowiedziałam na jego pytanie, ponieważ nie chciałam wznawiać tematu Kevina. Zdenerwowałabym Malika jeszcze bardziej, o ile byłoby to możliwe. – Kilka dni temu przeprowadziłyśmy się tutaj.
   - Znudziło Ci się życie tancerki w Mediolanie? – zakpił. Starałam się zachować kamienną twarz mimo, iż z trudem mi to przychodziło.
   - Chciałam zapewnić Maybel stały dom dlatego rzuciłam karierę – powiedziałam odważnie. Na twarzy Zayna pojawiło się zakłopotanie. – Nie mogłam łączyć Maybel z tańcem dlatego musiałam wybrać.
   - Rzuciłaś taniec? – zapytał chłopak po chwili. Kiwnęłam tylko głową.
   - Chcę być dla Maybel jak najlepszą mamą dlatego muszę poświęcać jej cały mój czas.
   - Najlepszą mamą bym Cię nie nazwał – prychnął rozzłoszczonym tonem.
   - Ciężko jest wychowywać samotnie córkę i udawać pozory codzienności – odpysknęłam. Pomiędzy nami zapanowała długa cisza.
   - Nie jesteś sama – Zayn odezwał się w końcu. – Masz mnie, Domi.
   Uniosłam moje brązowe tęczówki na wysokość jego twarzy. Kąciki jego ust uniosły się lekko do góry tworząc niewyraźny uśmiech. Po chwili poczułam jak jego ciepła dłoń splata się moją przemarzniętą.
Znowu poczułam się jak najszczęśliwsza dziewczyna na ziemi. Chciałam krzyczeć ze szczęścia, ponieważ moja największa miłość trzymała mocno moją rękę. Zdałam sobie sprawę, że tak powinno wyglądać moje życie. Dzięki czemu powinnam żyć.
   Miłość córki i miłość Zayna.
   Te dwa uczucia utrzymywały mnie przy życiu. Wcześniej, wyśmiałabym samą siebie za takie mówienie, jednak teraz była to najszersza prawda. Potrzebowałam ich jak tlenu do życia, ponieważ to oni wnosili radość w moje życie.
   - Kochasz mnie? – zapytałam po chwili.
   Zayn oparł się o fotel i spojrzał przed siebie. Nadal trzymał mocno moją rękę, czekając aż odwzajemnię gest. Spojrzałam na niego.
   - Nawet nie wiesz jak bardzo – wyznał biorąc głęboki oddech.
   - To dlaczego powiedziałeś, że poznanie mnie było najgorszą rzeczą w twoim życiu?
   - Dowiedziałem się, że wychowujesz beze mnie naszą córkę.
   - Wiedziałeś o niej?
   - Tego samego wieczoru kiedy zobaczyłem ją w twoich ramionach. W Mediolanie. – Na jego twarzy przemknął cień szczerego uśmiechu. – Jesteście takie podobne i piękne, ale ma moje oczy.
   - I uśmiech – dodałam spuszczając głowę.
   - Przyjechałem tutaj, żebyś dała mi szansę – wyznał. – Żeby Maybel dała mi szansę na bycie tatą. Chcę to wszystko naprawić. 
   Przymrużyłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Cisza panująca pomiędzy nami była okropnie irytująca. Uścisk dłoni Zayna był tak mocny, że moja ręka była cała mokra od potu. Układałam w głowie co mam mu powiedzieć i wyjaśnić kiedy na język Malika naniosło się kompletnie nieprzemyślane pytanie. Prosto od serca.
   - Kochasz mnie?
   Otworzyłam z wrażenia oczy i zatrzepotałam kilkakrotnie rzęsami nie wierząc w szczerość pytania. Jego poważny wyraz twarzy i zmartwione czekoladowe oczy przekonały mnie jednak, że pytał poważnie.       Oczekiwał poważnej odpowiedzi.
   Nachyliłam się lekko z fotela i przybliżyłam twarz do jego. Wolną dłonią pogładziłam jego policzek po czym najdelikatniej jak potrafiłam musnęłam jego malinowe, pełne usta. Kiedy nasze wargi się złączyły zaparło mi dech w piersiach.
   Tak bardzo tęskniłam.
   - Nie masz pojęcia jak bardzo.
   Zobaczyłam w jego oczach iskierki, które zawsze towarzyszyły mu kiedy był szczęśliwy.
   - Nazwała mnie tatą – wyznał po chwili. Uświadomiłam sobie, że na mojej twarzy zagościł uśmiech rozbawienia. – To było takie słodkie, słyszeć od takiej pięknej istotki, słowo „tato”.
   Mój uśmiech powiększył się. Zagryzłam wargę i westchnęłam głośno. Zacisnęłam z całych sił dłoń Zayna dając mu do zrozumienia, że moje uczucie nie wygasło. A dzięki temu uczuciu podjęłam najważniejszą decyzję w moim życiu.
   - Będziesz musiał przyzwyczaić się do tej nazwy na co dzień, Malik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz