poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 38


                                                                 ***1 rok później***
Wszyscy zaczęli klaskać po moim końcowym piruecie . Wszyscy ukłoniliśmy się . Kurtyna poleciała na scenę . Poszłam do mojej garderoby . Usiadłam i przebrałam się w luźne ciuchy . Usłyszałam od Maybel ;
-Mamusiu , pójdziesz po picie ?? 
-Tak , kochanie tylko poczekaj chwilkę - odparłam .
Wyszłam z garderoby i spojrzałam na ochroniarza . On stanął przed garderobą dla bezpieczeństwa małej . Przeszłam cały korytarz i stanęłam naprzeciw ,,boga'' Maybel , czyli automatu z oranżadami . Wyjęłam 3 dolary i włożyłam do otworka . Przycisnęłam odpowiedni przycisk i po chwili butelka z napojem wyleciała . Wzięłam ją do ręki . Odwróciłam się , a przede mną stał umięśniony i wysoki mężczyzna z lekkim zarostem na twarzy . Rozpoznałam jego czekoladowe oczy . Odparłam :
-A ty co tu robisz ??
-Chciałem kupić gejowską oranżadę - wskazał na napój . 
-Myślałam , że macie koncert w Kanadzie - odparłam .
-Mieliśmy wczoraj , a dziś wylądowaliśmy tu ... - mruknął obojętnie .
-każdy idzie swoją drogą - wybełkotałam zaciskając zęby . Przyjechali tu , by zobaczyć mój ostatni występ ?? Przecież mieliśmy o sobie zapomnieć !!
-Ty znalazłeś swoją , Domi ??
 - Zależy w jakim sensie Malik?
   - Nie wiem. – Wzruszył ramionami i oparł się nagannie o ścianę. Dlaczego nikt nam nie chce przeszkodzić? – Chcesz w ogóle jakąś znaleźć?
   - O czym ty pieprzysz człowieku?  - zapytałam poirytowana krzyżując ręce na piersi.
   - Bawisz się w mamusię bachora swojego nowego faceta, tak?
   Myślałam, że się przesłyszałam. Otworzyłam usta ze zdziwienia i zapatrzyłam się w chłopaka. Nie mogłam uwierzyć, w jego słowa. On musiał żartować! Nie potrafiłam nawet skleić myśli w logiczny kontekst! 
   - Co tyy... powiedziałeś? – wydukałam wciąż zaskoczona jego ostrym … oznajmieniem.
   - To co słyszałaś – syknął przybliżając się do mnie. Czułam jego ciepły oddech na mojej twarzy. Nasze usta były tal niebezpiecznie blisko … - Media aż huczą, że znalazłaś sobie nowego fagasa i niańczysz jego córeczkę! Myślałaś, że wciśniesz nam kit, że odchodzisz z naszego życia bo tak będzie lepiej, a tak naprawdę chciałaś się nas pozbyć i pobawić się w szczęśliwą rodzinkę! A może to córeczka Louis'a, co?
   - Jaki ty jesteś głupi człowieku! – krzyknęłam ledwo co powstrzymując się od spoliczkowania go. Co ja w nim widziałam? No co? – Ty zasrany dupku, dobrze wiesz, że nie mam nikogo! Media co chwilę o mnie coś fantazjują bo dla przypomnienia zdradziłeś mnie ze swoją byłą i zrobiłeś ze mnie pośmiewisko na oczach całego świata! – wiedziałam, że go to zaboli, ale wtedy nie przejmowałam się tym. Nie widzieliśmy się po czterech miesiącach, a on zamiast porozmawiać ze mną jak normalny człowiek, zaczął mnie wyzywać. – A jeśli chodzi o tę dziewczynkę to …
   Zawiesiłam głos. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam głęboko w oczy Zayna. Cierpiał. Cierpiał moimi słowami i bliskością. Cierpiał z powodu naszej relacji. Jego to wszystko bolało.
   Co mu miałam powiedzieć? Ledwo zobaczyliśmy się po kilku miesiącach a on już na mnie wrzeszczał! I jak miałam mu teraz powiedzieć, że mamy córkę, którą postanowiłam wychować? Wychować sama? Miałam mu to teraz powiedzieć, tak? Własnie w tej chwili?
   - Co z tą dziewczynką, biała ? – wysyczał wciąż udając gbura. Pokręciłam z niedowierzaniem głową po czym spuściłam wzrok.
   - To młodsza siostra Shannon, która pojechała z nami w trasę – skłamałam zamykając oczy. Czułam jak napływają mi do nich łzy. – Lubię tego brzdąca, dlatego spędzamy razem czas, a poza tym Meredith pracuje nad swoim związkiem. - kolejne kłamstwo wywołujący potok w moich oczodołach. -  Więc następnym razem zastanów się zanim coś powiesz, Malik. – Popchnęłam go lekko i ze skuloną głową odwróciłam się do niego tyłem.
   - Nie rób tak! – warknął Zayn.
   - Nie jestem już twoją dziewczyną, żebyś mi mówił co mam robić! – wrzasnęłam nie kryjąc już dłużej łez. – Nie masz nawet pojęcia jak bardzo Cię nie cierpię!
   - A ty nie masz pojęcia jak bardzo żałuje dnia kiedy się poznaliśmy, Maloy! – Spuścił głowę i wsadził dłonie do kieszeni wytartych czarnych jeansów. Kłamał tak samo jak ja. I oboje o tym wiedzieliśmy mimo to poczułam jak moje serce rozpada się na miliony kawałeczków.
   - Nie mów do mnie "Biała" – wychlipałam. – Jesteś nikim, żeby mi tak mówić.
   Przetarłam oczy najszybciej jak potrafiłam, odeszłam od niego zostawiając go tam samego. Kiedy dotarłam do garderoby przetarłam jeszcze raz oczy i skinięciem głowy podziękowałam ochroniarzowi. Naparłam na klamkę i weszłam do środka, gdzie Valentine leżała na małej fioletowej kanapie i podśpiewywała piosenkę puszczaną z radia.
   - Mama! – zerwała się z kanapy i podbiegła do mnie po napój. Podałam jej go i jeszcze raz wykorzystując chwilę nieuwagi pięciolatki przetarłam oczy.
   - Dzięki mamuś. – Podziękowała dziewczynka mordując się z otwarciem puszki.
   - Proszę skarbie. – Wzięłam różowy napój z jej małych rączek i otworzyłam jej je. – Uważaj, żebyś się nie zacięła otwarciem bo jest ostre.
   - Płakałaś mamo? – zagadnęła Val spoglądając na mnie. Od razu odwróciłam głowę w drugą stronę. Nie chciałam, aby Valentine wiedziała, że Zayn tu był. I tak łudziła się, że jej „tatuś” kiedyś będzie razem z nią.
   - Skąd taki pomysł kruszynko – zaprzeczyłam od razu. – Pij bo zaraz to wylejesz.
   - Ale masz czerwone oczka mamo – zauważyła Valentine. Jakim cudem mogła być tak błyskotliwa? Przecież to ledwo pięcioletnia dziewczynka.
   - Wszystko w porządku kochanie – odpowiedziałam jej. Usiadłam przed toaletką i zaczęłam zmywać zniszczony przez moje łzy makijaż z występu. Kiedy starłam wszystko, zaczęłam przyklejać sobie sztuczne rzęsy, które ostatnio stały się moim małym uzależnieniem. Czułam się w nich taka … pewna siebie, niż zazwyczaj.
   - Mamo? – zatwierdzając w lustrze swoje odbicie dobrej i schludnej matki, obróciłam się w stronę mojego małego szczęścia. – A gdzie teraz pójdziemy?
   - Obiecałam ciociom, że ich odwiedzisz za parę minut. – Uśmiechnęłam się do dziewczynki, która odwzajemniła lekko uśmiech.
- Ale mi chodzi, gdzie będziemy spać.
   Nie zdziwiłam się jej pytaniem. Nie tylko ona miała dość sypiania w motelach i spędzania jednej połowy dnia na próbach w ciasnych pomieszczeniach, a drugiej połowy w garderobach. Chciałam zapewnić jej prawdziwe domowe ognisko, gdzie będzie dalej mogła się wychowywać spokojnie. Przeżyje słodko swoje dzieciństwo przy moim boku. Valnetine będzie się bawić na naszym dużym ogródku a ja będę się przekomarzać z sąsiadką.
   Tylko, gdzie by znaleźć takie miejsce.
   - Będziemy spać już za nie długo w takim dużym pięknym domku, gdzie będziesz miała swój własny pokój. – Uklęknęłam przy niej i chwyciłam jej malutką rączkę. – Będziemy miały duży ogród i może nawet basen. Co ty na to?
   - Ale tata też będzie z nami mieszkał? – jej słodki głoski ledwo utrzymywał normę skali. Mojej córeczce łamał się głos. Ona się domagała obecności Malika w swoim życiu, a ten gnój nawet nie wiedział o jej istnieniu.
   Po raz kolejny łzy napłynęły mi do oczu.
   - Może kiedyś, kochanie – skłamałam całując ją w nos. – Ale na razie tata jest bardzo zajęty i ciężko pracuje, żebyś miała się jak najlepiej, wiesz?
   - Chciałabym, żeby był teraz z nami. – Dziewczynka przytuliła się do mnie mocno. Zatopiłam głowę w jej włosach opadających na jej obojczyk.
   - Ja też bym chciała kochanie – szepnęłam mając nadzieję, że ona tego nie usłyszy. Odsunęłam Val od siebie i uśmiechnęłam się fałszywie próbując sprawić pozór szczęśliwej matki. – Chodź, pójdziemy się pożegnać z ekipą, dobrze?
   Dziewczynka uśmiechnęła się leniwie podając mi swoją rączkę. Miała dokładnie taki sam wyraz twarzy jak Zayn, kiedy był smutny . 
                                                                  ***********
 Fala kręconych loków opadająca na jej delikatną twarz od zawsze wzbudzała we mnie jęki fascynacji. Jej słodkie, emanujące spokojem, brązowe oczy spoglądały na mnie z tęsknotą i miłością, a kształtne, wiśniowe usta układały się w szczerym uśmiechu.
   - Nie masz pojęcia jak za tobą tęskniłam – wychlipała Dakota, wypuszczając mnie z objęć. Starałam się z wszelkich sił nie okazywać ile ta chwila dla mnie znaczyła, jednak uczucia jak zawsze wzięły nade mną górę i ledwo co powstrzymywałam łzy szczęścia spowodowane widokiem mojej przyjaciółki i Idolki.
   - Ja za tobą też – odparłam szczerze. Nie spodziewałam się, że spotkam kogoś z … mojego dawnego otoczenia. Byłam pewna, że limit pod tytułem „Spotknie po latach” został wyczerpany po mojej pogawędce z Malikiem. Byłam w totalnym szoku kiedy natknęłam się na Dakota w holu dla tancerek.
   - Byłaś fantastyczna dzisiaj. – Cieszyłam się widokiem mojej przyjaciółki, ale szczerze chciałam mieć z głowy tę rozmowę. – Nie masz nawet pojęcia jak długo namawiałyśmy z Shannon resztę, aby tu dzisiaj przyjechać!
   - Namawiałyście resztę? – przepraszam jeśli przeszkodziłam im w czymś. – Nikogo tutaj nie zapraszałam Dakota – warknęłam, na co brunetka zamrugała kilkakrotnie.
   - Źle mnie zrozumiałaś Domi! To nie miało tak brzmieć! – od razu sprzeciwiła się i zaczęła wyjaśniać. – Wiesz, wszyscy wciąż to przeżywamy, że nie ma Cię z nami. To boli nas wszystkich, zwłaszcza chłopaków i nie było im łatwo tu przyjechać i oglądać Cię.
   - Nie prosiłam nikogo oto! – zbulwersowałam się. Czy ona siebie słyszała? – Nie chcę przeżywania nad moją osobą czy litości! Ja mam swoje życie, wy też powinniście zacząć żyć na nowo. – Źle robiłam, że krzyczałam na nią, ale coś we mnie wstąpiło i czułam, że z sekundy na sekundę eksploduję. – Musicie w końcu nauczyć się żyć beze mnie!
   - Ciężko jest to zrobić, skoro na każdym kroku ktoś przypomina o tobie. – Dako nie pozostała mi dłużna i również podniosła głos. – Media również nam nie pomagają, pokazując twoje zdjęcia z małą dziewczynką!
   - Ty też zaczynasz ten temat? – jęknęłam. Oparłam się o ścianę i przymknęłam powieki. Tak bardzo chciałam powiedzieć wszystkim, że to moja córka. Tak bardzo tego chciałam.
   - Ja też? – powtórzyła kobieta kładąc dłoń na moim ramieniu. Otworzyłam oczy i spojrzałam na nią smutno. – Natknęłaś się na Zayna.
   - Tak.
   - To dlatego chciał już jechać do domu – mruknęła sama do sobie, dobijając mnie tym faktem jeszcze bardziej. – Pokłóciliście się.
    - A mogłoby być inaczej? – wybełkotałam ledwo powstrzymując łzy. – Ledwo się przywitaliśmy, a on oskarżył mnie o romans z jakimś facetem i, że wychowuję jego dziecko. W życiu nikt mnie jeszcze tak nie upokorzył słownie!
   - Dziwisz się Domi? On nie jest w stanie nawet o tym pomyśleć.
   - O czym Dakota? – jej głos był za pewny siebie. Mówiła jakby dobrze znała całą prawdę. A przecież nikt poza mną i Clary jej nie znał.
   - O tej dziewczynce. – otworzyłam szerzej oczy. – Tylko ślepy, albo nasi chłopcy nie zauważyliby łudzącego podobieństwa jej i Zayna.
   - Ty wiesz?  - wydukałam zaskoczona. Przez chwilę zapomniała jak się oddycha. Danielle wiedziała o mojej córeczce. Znała prawdę.
   - Znam Cię Domi . – chwyciła moją dłoń i delikatnie się uśmiechnęła. – Wystarczyło tylko na nią spojrzeć i od razu się zorientowałam, że to wasza córka. Jest do niego taka podobna, ale ma twój uśmiech.
   - Widziałaś ją tylko w telewizji – wytknęłam wciąż nie mogąc w to uwierzyć.
   - Widziałam ją dzisiejszego wieczoru dwa razy – wyjaśniła. – Jesteś z nią szczęśliwa i niesamowicie mnie to cieszy. I tylko dlatego, pozwoliłam Ci żyć swoim życiem, kochanie.
   - Ale ukrywałam to przed … wszystkimi, żeby się nie wydało i …
   - Domi spokojnie. – Dakota mocno mnie przytuliła i zaczęła szeptać mi do ucha. – Trzeba dużo czasu spędzić z tobą, aby rozpoznać w tej dziewczynce twoją córeczkę.
   - On spędził i nie rozpoznał – wychlipałam w jej włosy.
   - Może i rozpoznał tylko nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Wiesz jaki jest Zayn, on się boi odpowiedzialności. Boi się, że kogoś zawiedzie. – Zamilknęła na chwilę. – A ostatnią osobą jaką chce zawieść, to ty.
   - Powiedział, że nie rozumiał co we mnie widział. – pożaliłam się przyjaciółce nie kontrolując łez spływających po moich policzkach.
   - Kłamał Domi – odpowiedziała bez namysłu tancerka. – Nie masz pojęcia co on przeżywał od twojego wyjazdu. Bez ciebie to już nie jest ten sam Zayn.
   - Czy reszta wie? – nie chciałam słuchać o przeżyciach Malika. Sama ledwo dawałam sobie radę starając nie przypominać sobie o nim, więc ta gadka była nie potrzebna.
- O twojej córce? – kiwnęłam głową. – Tylko ja i Viki . Głównie z tego powodu naciskała, aby tu pojechać. Ja ją poparłam.
   - Nie mogę z nią rozmawiać, Dako.
   - Ona z tobą też nie – mruknęła brunetka po czym cicho westchnęła. – W środku występu wyszła z Niall'em i spędzili resztę czasu w łazience, gdzie Viki płakała. W sumie to szukałam Karo, bo gdzieś nam się zawieruszyła, i mieliśmy wracać do Londynu.
   - Rozumiem – odparłam prostując się. Przetarłam ślamazarnie oczy. – Ja też zaraz idę po Maybel i jedziemy się spakować do hotelu na samolot.
   - Co za piękne imię! – zachwyciła się Dakota, na co lekko uśmiechnęłam się. – Gdzie lecicie?
   - Chcę ją zabrać do Polski lub Londynu. – Od dłuższego czasu myślałam o tym miejscu, ale bałam się powiedzieć to na głos. – Chcę jej zapewnić dom, a nie pokoje motelowe.
   - Jestem z ciebie taka dumna.
   - Dziękuję. – Spuściłam wzrok i wzięłam głęboki oddech. – Powinnam już iść. Ty również Dakota.
   - Wiem. – przyjaciółka spojrzała na mnie smutno. – Zawsze masz w nas oparcie, pamiętaj o tym dziewczyno.
   - Nie mówi nikomu o Maybel – jęknęłam. – Błagam.
   - Nikomu nie powiem. – obiecała. – Sama to kiedyś zrobisz.
   - Kiedyś zrobię, na pewno Dako.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz